geriatria

Ukryta codzienność.

Kiedy biegnę przez korytarz szpitala, spoglądają na zegarek.
Nie zaspałam. Co to, to nie.

Od 3.5 godziny walczę z niewidzialną rzeczywistością bycia matką.

Ogarniam siebie.
Prasuję, płacę rachunki, drukuję zadania.
Odpowiadam na @. Ustalam, co dziś na budowie.
Przygotuję śniadania i drugie śniadania.
Pilnuję co, kto ma zabrać.
Kto kogo i kiedy odbiera.
Prowadzę negocjacje.
Twarde negocjacje.
Podaję ciepłe, właśnie wyprasowane ubrania, gdy zimno.
Szukam uciekających od pary butów. Zaginionej skarpetki.
Prowadzę:
Grupy wsparcia.
Coaching życiowy.
Wydaję suplementy diety.
Leki na wszystkie bolączki.
Pies. Świnka morska. Patyczaki.
Choć nie jestem, chyba w zoo.
Kieruję ruchem łazienki.
Pakuję jedzenie do pracy i ubrania na dyżur.
Szybka kąpiel i szybkie teraz ja.
Wypycham towarzystwo do auta.
Zamykam dom i wracam dwa razy po zapomniane, ważne i na już zeszyty.
Sprawdzam liczbę dzieci, plecaków, czapek, butów na zmianę, prac plastycznych. Umów, zaświadczeń, dowodów wpłaty.
Wracam po bardzo ważnego pluszowego kota. Kot Kropek jedzie z nami i miałczy.
Jedziemy. Powtarzamy czasowniki z angielskiego. Maseczki na twarz.
Po kolei każde dziecko wypuszczam w świat.
Tak trzy razy. Akrobacje parkingowe.
Walka o zielone światło, o otwarty szlaban.
Dzwonią, piszą smsy chorzy. Że już i teraz.

Dlatego…
Nie pytaj czemu jem kanapki w samochodzie, kiedy czekam na otwarcie przejazdu kolejowego.
Czemu oczekujac na zielone światło, wklepuję w twarz krem.
Czemu muszę usiąść na minutę w pracy, skoro dopiero, co przyszłam.

Matka tak ma.
Runda poranna zaliczona.
Przed nami cały dzień.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *