Bez kategorii

Trzy lekcje jakie dało mi życie. Trzecia. 14.10.2015.

Leżę. Mój monitor szaleje. Odłączam to cichutko. 12 godzin temu zwinięty cewnik do znieczulenia podpajęczynówkowego dał mi popalić. Jeszcze słabiej czuję stopę. 

Sala poporodowa po CC.

Wchodzi położna. Dzieli dziećmi.

Mojego nie ma.

Siny, w inkubatorze. Poliglobulia. Mówi zdawkowo.

Wciągam głęboko powietrze. 

Powtarzam sobie: musi być dobrze. 

Sprawdzam poliglobulię w Internecie.

Dobrze, że się tyle uczyłam na tych studiach…

Jak prawdziwy profesjonalista wstaję bokiem. Znów krew w kapciach. Ech..

Biorę pieska Foleya i idę znaną mi ścieżką na OIOM noworodkowy.

W drzwiach stoi Pani neonatolog. Mówi, mówi. Kiepskie te wieści.

Będzie dobrze. To wtórna poliglobulia. Potrzebujemy tylko leczenia.

Oczy pediatry powiększa zdziwienie.

Będzie dobrze.

Mogę usiąść na ławce trochę odpocząć przed wyprawą z powrotem. Siedzę cichutko i czekam.

Transfuzja wymienna.

Pielęgniarka wychodzi cała mokra. 

Wciskam się na salę R bezszelestnie.

Leży w siatce kabli, zmęczony, śpi. Uśmiecha się, jak do niego mówię szeptem. Ma zupełnie czarne palce.

Naprawdę nie mogę narzekać. 

Kiedy prasuję im ubrania każdego dnia… czuję się spokojna.

Masz w sobie więcej siły niż myślisz. 

Nigdy o tym nie zapominaj.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *