
O tempora, o mores!
Sylwester.
Jadę kupić rodzinie chleb.
Śpią snem sprawiedliwego na kwarantannie po mojej izolacji.
Jest mi duszno. Serce kołacze. Powoli zbieram siły i ruszam po chleb.
Kątem oka dostrzega mnie mężczyzna w średnim wieku. Oboje zmierzamy do tej samej piekarni.
Mężczyzna skokiem tygrysa wyskakuje z auta i biegnie, żeby być w kolejce przede mną. Promienieje. Żartuje ze sprzedawcą.
Brawo. Brawo.
Wygrał Pan 3 minuty z chorą matką trójki dzieci.
Cały naród kulawy.
A część dusi się po chorobie.
A ten tu zadowolony wielce ze swojego małego zwycięstwa.
Nic się nie stało. Mój oddech się wyrównuje, serce zwalnia.
Stoję i czekam na swoją kolej.
I jak w tym pięknym kraju ma być normalnie?
Czy jeszcze geriatria ma rację bytu w kraju gdzie silniejszy zawsze może wszystko?
A słabszy ma po prostu pecha.
O tempora, o mores!
Dzieci cieszą się.
Ciepłe bułki i mama w domu.
Tyle dobrze.
Do Siego!

Ile masz czasu?

Z całego serca!
Może Ci się spodobać

Gorzko-słodki post, jak życie.
24 kwietnia 2020
Jeszcze zielone gramy…
29 marca 2020