
Napięty jak struna.
Stał przede mną człowiek w sile wieku.
Nerwy napięte jak struna. Sztywne gesty. Groźna mina, każdy nerw, każdy mały mięsień twarzy w napìęciu.
Wyglądał na starszego o 10 lat.
Żyje w ciągłym stresie.
Papieros za papierosem. Kawa za kawą.
Goni z miejsca na miejsce.
Ostatkiem sił, jak na rozładowanych bateriach. Stres spala jego mięśnie, goni do pracy serce, obkurcza naczynia krwionośne twarzy, dlatego jest stale blady. Włosy posiwiały, straciły blask i gęstość. Żołądek skręca stres.
Przesuszony, przekarmiony niezdrowym jedzeniem. Ból mięśni, okropne zmęczenie budzą go codziennie.
Patrzę w ekg. Pewnie zawał.
Dzisiaj zaczyna życie inaczej.
Droga do zdrowia daleka.
Może to absurd, ale czasem i zawał może komuś przywrócić życie.
Albo je zabrać.
Nie zapracuj na własną śmierć.
Nie zapracuj.

Czasem mniej, znaczy więcej.

I jest fajnie.
Może Ci się spodobać

Takie sobie rozmowy…
26 września 2021
Będąc matką lekarką. W biegu.
11 marca 2021